"...Talent wins games, but teamwork and intelligence wins championships".
Michael Jordan

wtorek, 26 listopada 2013

Oj się działo....

Tak chcemy częściej!!!!
Myślę, że udanie zakończyliśmy tydzień „na lidera”. W sobotnie popołudnie dostarczyliśmy sporo emocji zgromadzonym w hali kibicom i dopiero po dogrywce zeszliśmy z boiska minimalnie pokonani. Mecz z akademiczkami Korony Kraków miał kilka zwrotów. Mocno zaczęły Krakowianki bo 5:0 jednak szybko wystrzeliła „trójkę” nasza wcale już nie tajna broń czyli Lewa, poprawiły Weronika, znowu Lewa i wreszcie Czaja no i w 6 minucie I kwarty mieliśmy wynik 9:5 dla Nas. W kolejnych minutach tej części gry mocno popracowaliśmy w obronie pozwalając „Koroniarkom” na zdobycie tylko dwóch oczek a sami dzięki Lewej, Weronice i Karo dorzuciliśmy kolejne 7 co pozwoliło odskoczyć na 16:8. Druga kwarta to bitwa Korony z …Lewą. Nasza „strzelba” w drugiej kwarcie zdobyła 11 oczek (3x3 pkt) po dwa dorzuciły: Czaja i Ola a to pozwoliło utrzymać przewagę 8 punktów i zejść do szatni przy wyniku 31:23 dla Nas. W szatni uczulałem, że kluczowy moment w meczu nastąpi właśnie w trzeciej kwarcie. Zaczęliśmy bardzo dobrze bo od 4:0 (Czaja i dwa „personalne” Oli) i wydawało się, że jest ok. Sprawa się „rypła” od 3 minuty III kwarty. Przestało wpadać zza łuku 6,75, wkradł się „szał” i improwizacji w atakach pozycyjnych co w połączeniu z Naszą bolączką główną jeśli chodzi o atak czyli niedokładnością spowodowało, że doświadczone zawodniczki z Krakowa szybko Nas ukarały - zdobyły kolejne 10 oczek przy zerowym osiągnięciu Naszego ataku i zmniejszyły przewagę do zaledwie 1 punktu. Niemoc przerwała dopiero w 6 minucie Czaja i jakoś wróciliśmy do gry a w końcówce znowu lekko odskoczyliśmy (41:38). Kwarta czwarta zaczęła się dla Nas bardzo źle bo na wejściu dostaliśmy szybkie dwie trójki i pozwoliliśmy przejąć kontrolę w meczu przeciwniczkom (44:41). Goniliśmy wynik aż do 9 minuty kiedy za sprawą Czai wróciliśmy do remisu 48:48. Kilkanaście sekund przed końcem Korona wychodzi na 2 punkty do przodu jednak „szarża „ Lewej i jej rzut równo z syreną przywrócił Nas do gry – DOGRYWKA! W dodatkowym czasie gry najpierw straciliśmy Czaję (uraz) a później „Lewą” (5 fauli) i w pojedynku na osobiste, których Korona rzucała 10 a My tylko 2, przegraliśmy 5:1. No cóż. Niedosyt jest z pewnością, ale myślę, że daliśmy przede wszystkim sobie jasny sygnał, że możemy bez kompleksów walczyć z każdym zespołem w tej lidze. 

Olimpii granie wg zasad  
Nauka nr 1 po spotkaniu: nie można całego mecz prowadzić w oparciu o jedno zagrożenie. Obojętnie czy będzie to rzut dystansowy, czy gra pod kosz to w tych działaniach musi być zachowana równowaga. Nawet gdy w pierwszych minutach gry nieźle operujemy piłką na obwodzie i wpada to już od początku meczu musimy włączać do zabawy zawodniczki z „trumny”. Będzie to bardzo istotne w momencie gdy „strzelba obwodowa” nam się zatnie (tak się stało np. w II połowie). Nauka nr 2: mieliśmy okazję uczestniczyć w „lekcji poglądowej” na temat współpraca zawodniczek przy stawianiu zasłon i korzystaniu z nich. Warto się uczyć od bardziej doświadczonych zawodniczek jak ten, wydawałoby się prosty element, wpływa na grę drużyny w ataku. 

Lewa - "życie" za linią 6,75 bywa...wykręcone? ;-) 
W niedzielne południe… w zasadzie w samo południe (jak w klasycznych Westernach) przystępowaliśmy do kolejnego trudnego meczu. Przeciwnikiem była ekipa z Rzeszowa – rozpędzony wicelider tabeli, który odprawił z kwitkiem między innymi Nasze pogromczynie - AZS Katowice. Mając w głowie fakt, że dnia poprzedniego stoczyłyście prawdziwą bitwę na boisku z Koroną bardzo się obawiałem tego meczu. Pierwszą połowę rozpoczęliśmy spokojnie w ataku i dobrze w obronie. Trochę więcej było gry przez środek co pozwoliło bardziej uaktywnić Weronikę i Małą. Lewa wsparła TEAM „tylko” dwoma „trójkami” ale dzięki temu więcej z gry miała Czaja. Problemy pojawiły się jednak w miejscu najmniej oczekiwanym – już w początkach II kwarty przymusowo na ławce wylądowały: Joasia, Ola, Monika (po 3 faule). Lewa też musiała trochę odpocząć i na boisku mieliśmy praktycznie młodzież wspartą przez Weronikę. Zawodniczki z Rzeszowa wietrząc swoją szansę rzuciły się do odrabiania strat i w efekcie wyrównały na koniec I połowy do 27:27. Ja jednak ja uznaję, że był to dobry występ dziewczyn z ławki. Utrzymały nas w grze a zawodniczki przymusowo „odpoczywające” mogły zachować faule na drugą część meczu. Na drugą połowę wyszliśmy z jedną tylko zmianą w piątce – Olę zastąpiła dobrze spisująca się już wcześniej Wioletta i… okazało się, że była to „zmiana” meczu. Zachowując proporcje muszę
Wioletta - lewą ręką z prawej strony...kto sprawnemu zabroni?
powiedzieć, że Wioletta stała się małą bohaterką tego meczu. Pomijając dobrą grę w ataku (choć zdarzył się jej rzut z cyklu - nie wiem gdzie ale rzucam -całe szczęście, że… celny J) na uznanie zasługuje przede wszystkim jej rewelacyjna postawa w obronie. Wioletta od zawsze miała możliwości do takiej właśnie gry ale z niewiadomych mi przyczyn z nich nie korzystała. Tym razem wypaliło - Wioletta znacznie ograniczyła poczynania ofensywne krytej przez siebie zawodniczki a co ważniejsze wymuszając jej trzy faule w ataku dała nam trzy piłki gratis w ważnym momencie. Bardzo dobry fragment gry miały Czaja – 8 punktów w kwarcie i Lewa, która znowu „odpaliła” dwie kolejne trójki. W efekcie odskoczyliśmy na 10 punktów na koniec kwarty. Na początku ostatniej „odsłony” Rzeszowianki mocno nacisnęły i po 3 minutach odrobiły 7 punktów straty. Gdy pościg przerwała w ważnym momencie Karo dając „trójkę” a poprawiła Asia i znowu mieliśmy +7 wydawało się, że ogarniamy mecz. Niestety tak się nie stało. W siódmej minucie znowu na tablicy mieliśmy remis 53:53. Na domiar złego po 5 faulu na ławce rezerwowych wylądowała Weronika, (dużo wcześniej Ola) a w chwilę później Monika. Całe szczęście, że… są w baskecie „trójki”. Tym razem znowu Lewa wystrzeliła zza 6,75 i złapaliśmy trzypunktowy oddech. Co prawda ekipa z Rzeszowa szybko odrobiła dwa oczka ale od minuty 9 dobrze pograliśmy w obronie i utrzymaliśmy już do końca meczu drużynę MLKS z zerową zdobyczą punktową sami zdobywając ich 6 (mogło być więcej bo na 8 rzutów osobistych trafiliśmy tylko 4). W efekcie wygrywamy spotkanie 55:62. BRAWO! 
Wera w kontrze...BEZCENNE :-)

Podsumowując mogę powiedzieć, że mimo niedosytu po meczu z Koroną uważam oba spotkania za bardzo udane. Jestem zadowolony z walki jaką podjęłyście w meczach. Przed nami w zasadzie już mecze drugiej rundy i z pewnością nie będzie łatwo bo mamy serial wyjazdowy ale po doświadczeniach z ostatnich meczy z Głuchołazami, Koroną i MLKS-em uważam, że jeśli ominą Nas kontuzje i jakieś niespodzianki to jesteśmy w stanie powalczyć o…. AŻ SIĘ BOJĘ POWIEDZIEĆ ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz